VIII Włocławski Festiwal Modelarski

Modele w browarze

Przyjeżdżamy do Włocławka, a dokładniej meldujemy się na parkingu Centrum Kultury „Browar B”. Okazała budowla, aż miło popatrzeć. Jest to odrestaurowany i zmodernizowany dogłębnie browar rodziny Bojańczyków z roku 1832. Starano się zachować jego oryginalny, zewnętrzy obraz w połączeniu z funkcjonalnością wnętrza XXI wieku. I udało się, w pełni. Nie jest co prawda tak rozległy jak nasz „Technopark Pomerania”, ale pod względem wyposażenia i funkcjonalności można je śmiało porównać. Parkujemy tuż przy drzwiach, tak więc wyładunek idzie nam szybko. Są stoły, bierzemy się do roboty. Rollupy, jeden i drugi, baner IPMS, „święty ołtarzyk” prezesa, monitor, okablowanie i co tam jeszcze. Każdy wie, co ma robić, więc niebawem jesteśmy gotowi.
Czas się przejść się po salach.

Nie dron, a lata

Na podium stoi ogromny model PZL 23 Karaś. Wykonany z największą dokładnościa. Co do detalu. W kabinie figurka pilota i strzelca, pełna gama przyrządów pokładowych.
– Jest w skali 1:4,5 – mówi Ireneusz Potocki. – Pracowałem nad nim prawie 3 lata. Gdyby był to pojedynczy egzemplarz, zapewne trwało by to krócej. Ale wykonany jest z laminatu, co wymagało stworzenia kopyt, tak aby konstrukcja była powtarzalna.
Cały problem polega jednak na tym, że nie ma pełnej dokumentacji technicznej tej maszyny. Są nieliczne rysunki. Trzeba więc polegać na zdjęciach.
– Wczytywałem je do komputera, w Corelu powiększałem do odpowiednich rozmiarów. Tak powstawała każda część. Oczywiście, nie wszystko dało się odtworzyć tak jak bym chciał, idealnie.
Maszyna gotowa do lotu waży 25 kilogramów, jest w pełni sterowalna, zrzuca bomby. Pozostaje jedynie zapytać ile kosztuje taka replika. Cóż, aby stać się jej właścicielem ponoć trzeba sprzedać samochód. Na zakończenie tego opisu – oficjalnie to nie dron, ale BSP – czyli bezzałogowy statek powietrzny.

Malowany „Leopard”, długi „Poznańczyk”, agromodelarstwo i co tam jeszcze

Na stole obok stoi model Leopard 2 A4 w skali 1:16, wydawnictwo GPM. Pochylam się, patrzę. Ktoś stuka mnie w ramię.
– To twój?
– Chciałbym, oj chciałbym…

Jest dziełem Grzegorza Dukaczewskiego, pseudo „Pancerniak”. Na poprzednich zawodach stawił się z Abramsem. Też w tej skali.
Tego robiłem prawie 17 miesięcy. Oczywiście, to nie standard. Po wycięciu i sklejeniu szpachlowałem, przecierałem, malowałem. Jak samochód w warsztacie – mówi, śmiejąc się. Ale efekt jest oszałamiający. Czołg ma wykonane w pełni wnętrze wieży, a także stanowisko kierowcy. Obok leży makieta silnika.
– Jest trochę uproszczona, będę musiał nad nią popracować.

Nasz kolega klubowy Radek rozstawia swój najnowszy model. To trzymetrowy skład pociągu pancernego „Poznańczyk”. Obok kolejny model na torach, czyli „generał Dowbor”, ale zamknięty w małej, szklanej oprawie. Przybywa modeli lotniczych – stoją wielosilnikowe samoloty, jest pamiętny rakietoplan X-15, myśliwiec Triplane, model chińskiej rakiety Chang Zheng 2, prom Columbia. Pochodzą głównie ze stajni GPM, ale jest równeż i Orlik, MPModel. Brak wydawnictwa WAK – a to szkoda, bo moim zdaniem jest prekursorem dobrego kierunku, czyli prostych technicznie, ale bardzo dopracowanych graficznie modeli dla średnio-zaawansowanych modelarzy.

Są także pierwsze budowle.
– Ja uprawiam takie agromodelarstwo – mówi Karol Kwiatkowski. – Jeżdżę na wycieczki, oglądam zamki, budowle obronne czy sakralne. Jeżeli któraś z nich mnie interesuje, szukam wycinanki.
Przed nami stoi makieta zamku Troki z GPM. Została jednak zwaloryzowana, tak aby zgodnie z najnowszymi zdjęciami zgadzało się nie tyko położenie zakola rzeki, ale także położenie drzew. Po drugiej stronie makieta zamku w Łańcucie. Efekt wizyty modelarza-seniora jeszcze z czasów szkolnych.
Na końcu zajęli miejsce zwolennicy Gwiezdnych Wojen. Przyjechali z częścią swojej kolekcji – jest więc ciężki bombowiec SF 17 oraz Millenium Falcon.

Rzadkie z plastiku

Z plastików, jak zawsze, najliczniej reprezentowana jest pancerka. Tak więc nie brakuje Panter, Tygrysów, Shermanów, półgąsienicowych transporterów, T-34. Ale są i rzadkości wielkie. Tak na przykład jest model obiektu 279 – czyli czterogąsienicowego czołgu, z którego złożonością konstrukcji nie poradzili sobie nawet radzieccy towarzysze. Nieopodal SU 122/54, czyli działo samobieżne na podwoziu liniowego czołgu T-54. Niskie, o zwartej sylwetce, zaopatrzone w rozbudowany dalmierz optyczny. Wyprodukowano tylko około 80 wozów tego typu. Warto też zwrócić uwagę na IS-7, czołg ciężki. Tak ciężki, że zgniatał swoje gąsienice, a jego ciężaru nie wytrzymywała większość ówczesnych mostów. Nie wszedł do produkcji seryjnej. Podobnie jak niemiecki „Emil”, działo samobieżne z armatą 128 mm. Uwagę zwraca T-34 ARV, czyli maszyna inżynieryjna, zaopatrzona w wyciągarki i sprzęt ewakuacyjny. Na tyłach hali jest miejsce dla kolekcji statków kupieckiej Hanzy, jak i modeli konstrukcji Leonarda Da Vinci. Nie będę pisał już o figurkach czy dioramach, bo ich motywy są często zaskakujące – najlepiej jak obejrzycie sami na zdjęciach.

Przybywają kolejni modelarze, intensywnie pracuje punkt przyjęć, szumi cicho drukarka. Po ustawieniu modeli można na chwilę zajść do małej kawiarenki, do czego zachęcają gospodarze. Na stolikach ciastka, ciasteczka, cukierki. W dwóch dużych bojlerach grzeje się gorąca woda na kawę czy herbatę, uzupełniana przez panie w koszulkach z napisami „Hej, tu kultura”.

Ilu nas?

Z głośników po salach niesie się głos:
– Mija właśnie godzina 13, zakończono przyjmowanie modeli… witamy wszystkich… miło nam… W tym roku zarejestrowaliśmy 743 modele w tym 162 kartonowe i 581 plastikowych. Tak duża ich ilość wynika jak zawsze z położenia Włocławka. Każdemu tu do nas blisko.

Na sali trwa ruch. Powodzeniem cieszą się stoiska z akcesoriami. Czego tu nie ma? Niekiedy nie wiadomo, do czego służą takie narzędzia. Oblegane są stoiska GPM, gdzie jak zawsze króluje jego właściciel Grzegorz Pomorski. Naprzeciwko kolejni wydawcy. Trwają dyskusje przy stołach.
– To do zginania drutów, wiesz, na uchwyty do czołgów.
– Te plamki na Stugach III to były wcześniej. W Ardenach miały kamuflaż ostrokrawędzisty.

Myślę cały czas aby zrobić model bomby atomowej, wiesz tej pierwszej. W naturalnej skali. Najlepiej w wydruku 3D, bo szybciej pójdzie. Przywieziemy na wózku. Bomba będzie, co?

Dla mnie – super!

Fi 156 „Storch” to konstrukcja ze stalowych rur, obciągnięta płótnem. Stoi na szeroko rozstawionym podwoziu. Wygląda na pierwszy rzut oka, jak bogato oszklona kabina zaopatrzona w skrzydła. Jego model wykonany jest perfekcyjnie, ma nie tylko odchylane lotki czy stery, ale także ruchome klapy i sloty. Tuż obok krajowa „Iskra” ze zdjętą aerodynamiczną osłoną, tak aby można było zobaczyć każdy detal wyposażenie elektronicznego. O samej kabinie nie będę nawet pisał – domyślacie się? Zgoła z innej bajki jest „Ilia Muromiec”, czterosilnikowy olbrzym. Zaskakuje nie tylko sama wielkość, ale i wykonane precyzyjnie, odsłonięte silniki. Równie starannie wykonany jest nocny bombowiec kajzera czyli Gotha G IV. Są też akcenty polskie czyli Albatros C XII z naszymi szachownicami, jak i Albatros B II z pocztów polskiego lotnictwa. Klasą sama dla siebie jest Aero MB 200, kanciasta, dwusilnikowa maszyna bombowa. Co warte podkreślenia, wykonana w standardzie. Czysto, starannie, bez jednej smugi kleju. Nie widać żadnej zmarszczki czy załamania pokrycia. Trzyma symetrię, a zamontowane oszklenie jest bez jednej skazy czy rysy. Mówiąc krótko, panowie czapki z głów – sama sztuka! Tylko się wzorować.
– Nie stosowałem by budowie żadnych dodatków czy blaszek – mówi Piotr Harłoziński. – Po wycięciu części retuszowałem krawędzie farbka wodną. Uwypuklenia żeberek na płacie i kadłubie, te wszystkie cienkie paseczki, wyciąłem z wycinanki nożyczkami i naklejałem raz przy razie. Oczywiście one także były retuszowane z obu stron.

Kawałek po kawałku

Pod ścianą zajmuje miejsce ekipa „Legend’ s F-14 Tomcat”. Bo tylko sporych rozmiarów ściana jest w stanie pomieścić ich ekspozycję. Wiszą tam emblematy dywizjonów, zdjęcia tego historycznego już samolotu, baner zajmuje kilka metrów. Na stole publikacje poświęcone F-14, oczywiście spora gama modeli jak i wzór HUD, jaki miał przed oczami pilot. Cała ekipa w stosownych koszulkach. To jest, jak to się mówi, full wypas. Brakuje chyba tylko oryginalnego F-14.
Zrobimy, zrobimy – słyszę zza stołu. – Trzeba jeszcze trochę poczekać, a sprawa ruszy.
Zapewne tak, bo już się chyba zabrali. Na stoliku leży fragment tej maszyny. No, powiedzmy kawałek. Zmieści się w dłoni małej dziewczynki. Jest i drugi, u kolegi. Zapewne większy, bo w pudełku.

Pogoda, ach ta pogoda

Wyraźnie nie dopisała. W sobotę lało, na przemian z rozpogodzeniami i mżawkami. Widać to było po frekwencji. Niekiedy na sali było więcej modelarzy niż odwiedzających. Przy takiej aurze tylko niektórym chciało się opuścić domowe pielesze, szczególnie z dziećmi. W niedzielę pogoda się poprawiła (słońce, słońce!). Tak i zainteresowanie było trochę większe. A szkoda, że włocławianie nie stawili się liczniej. Bo ta impreza to nie tylko zaprezentowanie modeli, ale także lekcja historii.

W holu rozłożyło swoje eksponaty Stowarzyszenie Twierdzy Chełmno. A ma co pokazać, jak chociażby replikę karabinu przeciwpancernego wz. 35, karabin maszynowy Browning wz. 30, czy polski pistolet maszynowy „Mors”, wzór 39.
A ten to jeden z rzadszych eksponatów – mówi Michał Goliński, występujący w mundurze strzelca Wojska Polskiego. – Mówię o samopowtarzalnym karabinie Maroszka, czyli broni wzór 38. Wyprodukowano ich tylko kilkaset egzemplarzy. Na owe czasy była to broń bardzo nowoczesna, pozwalająca strzelcowi na szybkie oddanie kilku strzałów bez konieczności manewrowania rączką zamka. Tym samym nie tracił z pola widzenia swojego celu.

Niedzielne nagrody

Organizatorzy zaczynają wręczanie nagród od najmłodszych. I racja, bo to dla nich prawdziwe święto. Pośród nich jest kilku naszych młodzików. Niektórzy otrzymują nawet po trzy nagrody rzeczowe. Potem są kolejne i kolejne nagrody i wyróżnienia. w różnych klasach i kategoriach. Nagroda Prezydenta Miasta Włocławek – Fajans Włocławski – trafia do rąk Roberta Całusińskiego za kolekcję łodzi wiślanych. My także jesteśmy wśród laureatów. Radek dostaje puchar chełmżyńskiego Combat’anta, za najlepszy model sprzętu bojowego w polskich barwach z lat 1914-1945. Jego „Poznańczyk” nie ma tu konkurentów. Łukasz odbiera nagrodę za Hurricana Mk. II B, sędziowie doceniają też dioramę „zazdrosnym okiem” obecnego duchem Maćka.

Wyróżnienia Paprykarza

A teraz ruszamy my. Na początek prezes IPMS Polska Piotr Wit (nasz „Wittman”) wręcza nagrodę organizacji za model znakomicie zwaloryzowanej maszyny SU 24 M4. Jego krótkie uzasadnienie tej decyzji spotyka się z powszechnym zrozumieniem. Jest co docenić! Szczeciński Paprykarz Modelarski podkreślił dokonania Piotra Harłozińskiego, uznając samolot Aero MB 200 za najlepiej wykonany model w klasie standard. Nagrodę indywidualną od członka naszego klubu otrzymuje jego brat Paweł za dokładne i staranne wykonanie kabiny samolotu Fi-156 „Storch”. Wybór jest trafny, bowiem za ten sam samolot wykonawca otrzymuje kolejną nagrodę od lokalnego klubu modelarskiego.

Zintegrowani

Wieczorem, po pierwszym dniu festiwalu, chętni przenoszą się do restauracji „Przystań”, gdzie odbywa się impreza integracyjna. Jest kameralnie, swobodnie i z humorem – jak zawsze w doborowym modelarskim towarzystwie i przy świetnym piwie. Takie spotkania to nie tylko relaks po intensywnym dniu, ale też przestrzeń do rozmów na każdy temat, które nie zmieściłyby się przy konkursowych stołach.

„Tetris” po szczecińsku

Po południu czas na pakowanie. Zebranie naszych klamotów to jedno, ale upakowanie ich w bagażniku to całkiem inna historia. Plastikowcy nie mogą bowiem się opędzić od „okazji”. Tak więc przybywają nam dwa większe pudła (chłopie, no co ty. Nabyłem go tylko za stówkę!), na dokładkę ze trzy mniejsze. Do tego dochodzą, oczywiście, nagrody, jakie otrzymali tu nasi młodzicy i juniorzy. Też plastikowopudłowe. A samochód, panie tego, nie gumowy. Tak więc zaczyna się „Tetris”. Tu twardo, acz skutecznie działa Radek. Trochę popchnie, trochę odchyli, przesunie, zamieni, trochę poprzestawia kolejność. Jeszcze tylko docisnąć to całe bogactwo siatką i, wbrew obawom, klapa Forda jednak się domyka. Radku, jesteś wielki!
Ruszamy. Przed nami kilkaset kilometrów do naszego, jakże niektórym modelarzom odległego, Szczecina.

Posumowując – warto było!

Browar B – miejsce z klimatem, modele – na poziomie, ekipa – jak zawsze zgrana. Ponad 700 zgłoszonych prac, w tym sporo rarytasów i klasyków, świetna organizacja, a wieczorem integracja w „Przystani” – z piwem i rozmowami nie tylko o szpachli i retuszu.
Dla nas? Kilka nagród, sporo inspiracji i… trochę więcej pudeł w bagażniku, niż planowaliśmy. „Tetris” z załadunkiem Radek ogarnął koncertowo, więc wróciliśmy cało.
Włocławek – dzięki! Do zobaczenia gdzieś na trasie!

Tekst: Tadeusz Cieślak
Zdjęcia: Łukasz „Lukee” Babczyński