Trzynasty czyli NAJLEPSZY
Płyta za płytą
– Wiesz, powiem ci, że do modelarstwa to trzeba mieć zdrowie. Z każdym rokiem rozumiem to lepiej.
Szczególnie w momencie gdy stoisz przed wielkim stosem płyt paździerzowych. Wielkim i ciężkim. A teraz trzeba je wrzucić na pakę. Potem rozładować na wózek i rozwieźć po salach. Dochodzi do tego kilkadziesiąt drewnianych koziołków i kilkadziesiąt stołów. Nie zapominajmy także o stalowych krzesłach. Też muszą znaleźć swoje miejsce.
Tak tworzy się sceneria XIII Szczecińskiego Festiwalu Modelarskiego „Paprykarz 2025”. Imprezy rozgrywanej w Technoparku, który od lat udostępnia nam swoje pomieszczenia. Nowoczesny kształt, rozlegle sale konferencyjne, klimatyzacja, nawiewy, oświetlenia, szmery bajery i techniczne cudeńka są zawsze przedmiotem podziwu i zazdrości naszych gości.
– Tak, to obiekt na miarę XXI wieku – słyszymy za każdym razem.
Zaczynamy w piątek rano. Kursuje po raz pierwszy samochód. Szumią koła wózka transportowego, podrzuconego nam przez wieloletniego sponsora, szczecińską Castoramę. Wojtek, Hubert, Łukasz, Krzychu – stara gwardia daje sobie radę. Z nimi Piotr, Andrzej, Robert, nie brakuje Macieja i Cześka. Radek i Piotr dojadą później. Rozkładamy ciemne obrusy, ustawiamy banery. Po kilku godzinach jesteśmy prawie gotowi. Jeszcze tylko informacyjne napisy, pasy dzielące klasy modeli i możemy powoli kończyć.

Startujemy
W sobotę rano mamy stawić się o 8:00. Jestem znacznie wcześniej. I dobrze. Pod drzwiami jest już Grzegorz Pomorski, szef wydawnictwa GPM. Są i pierwsi zawodnicy, pragnący odebrać karty startowe. Ale to za chwilę, gdy ruszy biuro zawodów.
Teraz wszystkie oczy zwrócone są na Ewę – „Naszą Ewę”, postać kultową tego typu imprez – zawsze w innym przebraniu. Tym razem jest to, jak zapewnia, szturmowiec sił lotniczo-kosmicznych. No tak, ale gdzie broń, gdzie broń?
– E tam, jaka tam broń – mówi śmiejąc się – popatrz sam. Ja i tak zawsze wygrywam. Zademonstruję ci to zaraz.
Nie będę tu się rozpisywał, bo jak mówi stare powiedzenie dziennikarskie – jedno zdjęcie to tysiąc słów. Tak więc popatrzcie na fotorelację z imprezy. Zrozumiecie!

Biuro festiwalu rusza punktualnie o godzinie 9.00. Wcześniej uruchomiono komputery, drukarka wypluwa internetowe zgłoszenia, które napłynęły od wczoraj. To królestwo Marcina i Przemka. Tak jest od lat. To oni ogarniają administracyjnie cały temat. Gdyby nie ich doświadczenie i odporność psychiczna pewnie byśmy się pogubili. Teraz, wsparci nowym oprogramowaniem (choć to jeszcze nie sztuczna inteligencja) dają dowody sprawności. Jeeedziemy, panowie!
A jest się czym zająć. Na „trzynastkę” zarejestrowano internetowo prawie 950 modeli. Ale zawsze przychodzą fani z ulicy, dźwigając modele pod pachą. No i trzeba liczyć się ze spóźnialskimi, tacy są nieodłącznym elementem każdej imprezy. „Paprykarza” także. Na pewno się pojawią.

Od przybytku głowa nie boli
– Gdzie mam postawić swoje modele? Postawny chłopak dzierży pod pachą dwie szklane gabloty. W jednej żaglowo-parowy pancernik „Warrrior”, kawałek historii Royal Navy, w drugiej, równie sporych rozmiarów żaglowy „Elcanto”. Ten, na dodatek, z zamontowanym w tle lustrem. Tak więc musi stać pod ścianą. A tu – kicha, bo stół już zastawiony kompletnie. W rogu wystaje stalowy pająk rodem z bajki science-fiction. Trzeba przestawić. I w ruch idą głośniki:
– Modelarz… klasa… sala numer 2… proszony pilnie… – rozlega się głos Radka, szefa imprezy.
Po chwili przestawiamy, ustawiamy, rozkładamy ponownie. I tak będzie przez cały czas. Bo modeli przybywa. Zdaje się, że nadchodzi kulminacyjna fala tych, którzy do tej pory zawzięcie klikali w sieci w formularzu rejestracyjnym. I przybywają, przybywają, przybywają.

Co masz w koszyczku?
Chwila wytchnienia. Można się rozejrzeć po salach Technoparku. A jest na czym oko zawiesić. Oczywiście, jak zawsze, najliczniej reprezentowana jest plastikowa pancerka. Tak więc Shermany, Tygrysy, Pz IV, jak i Su 122, nieśmiertelny T-34 w przeróżnych odmianach i sytuacjach, transporty półgąsienicowe czy wozy ewakuacyjne. Na mnie wrażenia robią te największe, w skali 1:16. Po prostu bomba. Można zaglądać w wykonanego w pełni wnętrza. Poza tym samochody, dźwigi, autobusy. Nie zabrakło oczywiście okrętów, w tym podwodnych, reprezentowane były żaglowce i jachty.
Także zwolennicy podniebnych wrażeń nie mieli powodów do narzekań – samoloty ze wszystkich epok, a nawet zabytkowe śmigłowce z początku wieku. Cała paleta, od września 39, po nowoczesne maszyny bojowe XX wieku. O czym tu napisać? Jeden z modelarzy – Konrad Wasilewski, ubiegłoroczny zdobywca nagrody Castoramy, naszego sponsora, zaprezentował zbiór maszyn myśliwskich asów II wojny światowej. Ale nie sama jakość wykonania zwracała uwagę. Każdy z nich opatrzony był zdjęciem i stosownym opisem – tak więc można było, edukacyjnie, zapoznać się z przebiegiem służby Saburo Sakai, Karola Pniaka w jego maszynie z 32 dywizjonu RAF czy Francisa „Gabby” Gabreskiego.
Pozornie skromnie wygląda przy nich czerwono-czarno-zielony parowóz. Ale jak porozmawiasz z wykonawcą modelu to ci oko zbieleje.
– Koła? No tak koła są trudne w wykonaniu, owszem – mówi Ryszard Woźniak – trzeba się przyłożyć także do tych przewodów… Ale tak naprawdę warto zwrócić uwagę na to czego nie widać.
A nie widać ponad 5000 (tak, pięciu tysięcy!) śrub, nakrętek i nitów. Ułożonych ręcznie, sztuka po sztuce na odtworzonym, zgodnie z dokumentacją, szkielecie parowozu HCP 1-6-2. Wyprodukowany dla Bułgarii w 1931 roku, był to w tym czasie najmocniejszy parowóz polskiej Fabryki Lokomotyw w Poznaniu.
– Skąd mam tę drobnicę? Można kupić takie elementy drukowane laserowo, ale ja odlewam sobie sam, w gipsowych formach.










Czeska precyzja
W tym roku, na zaproszenie Paprykarza odwiedził nas jeden z wyróżnionych podczas modelarskich zawodów w Inowrocławiu Václav Hakl z Nowej Paki. Tam, przypomnijmy, został nagrodzony także przez naszą ekipę, za wykonane w standardzie przepiękną kolekcję pojazdów samochodów strażackich znanej marki „Tatra”. Wykonane w skali 1:25 wyglądają znakomicie na stole. Oddano w nich wszelkie szczegóły i elementy konstrukcji. Nie ma się zresztą co dziwić. Václav jest w zasadzie takim kierowcą testowym tej kolekcji.
– Prezentowane w Szczecinie samochody powstały w czasie ostatnich 4 lat. Ale to tylko część mojej kolekcji, liczącej 90 maszyn. Współpracuję z THT czy CKD, wykorzystującymi je na codzień w akcji. Zbierane na tej podstawie materiały są podstawą do opracowania modeli kartonowych, prezentowanych następnie w czeskim wydawnictwie PMHT.
Gdy dodamy do tego, że Václav jest także projektantem modeli kartonowych, to już sami wiecie, czego można się po nich spodziewać. Zresztą, sami popatrzcie na zdjęcia.
Wraz z Vaszkiem przyjechała jego żona Petra, która także projektuje i buduje modele, w tym przepiękne budowle i dioramy, kilka z nich w tym roku przywiozła na Paprykarz. Będzie też organizować dla dzieci warsztaty modelarskie.

Armia z nami
Elektroniczny system ewidencji odnotowuje w sobotę około godziny 10:00 ponad 930 zarejestrowanych modeli. Wiele kart startowych już wydano, a na stoliku piętrzy się jeszcze ich spory stos. Wiemy już, że ten rok jest rekordowy, ale jaka będzie ostateczna ilość modeli? Jak będzie wyglądała sytuacja o godzinie 13, gdy kończymy rejestrację i rozpoczynamy Paprykarz 2025?
Na razie to jeszcze kwestia przyszłości. Tak więc można poświecić uwagę zagadkowej postaci w nagumowanym kombinezonie. Głowa skryta w wydłużonej masce od której biegnie wąż do torby na ramieniu.
– Klasyka, czyli OP-1, ubiór ochrony przed skażeniami biologicznymi i chemicznymi – wyjaśnia Filip Samborski, kapitan Grupy Rekonstrukcji Historycznej „Vanguard”, jaka prezentuje na „Paprykarzu” swoje eksponaty.
Obok stoi wartownik w pełnym wyposażeniu, czyli w mundurze z epoki, z ładownicą, maska przeciwgazową, obowiązkowym bagnetem i AK-MS w ręku. Na głowie stalak czyli stalowy hełm ochronny. Jeżeli kogoś pociąga takie wyposażenie będzie mógł bliżej zapoznać się, w namiocie na zewnątrz ekspozycji, także z łącznicą polową ŁP-10, hełmami, butami bagnetami czy bronią.
Obok ekipy „Vanguard” swoje stanowisko miała również Grupa Rekonstrukcji Historycznej „Strzała”, która zaprezentowała zwiedzającym przekrojową ekspozycję poświęconą konfliktowi afgańskiemu lat 80. XX wieku. Wśród sylwetek można było zobaczyć mudżahedina z początkowego okresu wojny z ZSRR oraz strzelca 345. Gwardyjskiego Pułku Powietrznodesantowego. Uzupełnieniem prezentacji byli dwaj żołnierze zasadniczej służby wojskowej radzieckich wojsk powietrznodesantowych w typowym umundurowaniu i wyposażeniu z lat osiemdziesiątych. Całość tworzyła ciekawy, historycznie spójny obraz tamtych realiów – budząc duże zainteresowanie zarówno wśród miłośników militariów, jak i przypadkowych zwiedzających.


Ilu nas do pieczenia chleba?
Choć pogoda zrobiła się podła, zacina raz po raz deszcz, zwiedzających jest sporo. Cały czas jedni przychodzą, innych wychodzą. Może zainteresują się modelarstwem?
Dosłownie za moment wybije 13:00, oficjalny moment zamknięcia rejestracji modeli.
– Przepraszam, nie zdążyliśmy, dojeżdżamy z daleka – mówi mama małego chłopczyka. Obok niej stoi syn, na oko siedmiolatek. W ręku trzyma, zrobioną z kartonu, dioramę – model ciągnika rolniczego. Ponoć to „Ursus”. Trochę siermiężny, niezdarnie pomalowany. Ale wykonany samodzielnie, na dodatek zbudowany od podstaw!
– Mamy jeszcze szanse na rejestrację modelu?
No i sam powiedz, jak tu nie pomóc maluchowi? Może kiedyś sklei „Twardego” z GPM. Tego w skali 1:16. Trudna sztuka. Ale trzeba próbować.
– No pewnie! – Hubert zasiadający przed laptopem spogląda z uśmiechem. – Jak masz na imię? Olek? No to dawaj młody, klikamy. Model ustaw sam, mama pomoże.
Karta startowa wypisana, a Olek z pełnym skupieniem podchodzi do stołu z modelami i ustawia swojego Ursusa. To ostatni zarejestrowany w tym roku model, o numerze startowym 977.

My już wiemy, że padł rekord. Nasza „trzynastka” zgromadziła pod dachem Technoparku Pomerania prawie 1000 modeli. Zabrakło dosłownie kilkunastu spóźnialskich. Na wszelki wypadek wyjdę przed budynek. A może jednak jeszcze ktoś nadbiegnie? No masz – jak ich potrzeba, to akurat takich nie ma. Ale i tak jest dużo lepiej, niż myśleliśmy. Odnotowujemy 977 przyjętych modeli, w tym 667 plastikowych i 310 kartonowych. Ponad 270 modelarzy, którzy przyjechali do Szczecina z całej Polski, Czech i Niemiec. Reprezentują 74 miasta i kluby modelarskie.
Największy, najdłuższy…
Największym modelem na wystawie jest holownik „Jantar”. Czerwono-czarny olbrzym zamknięty w szklanej gablocie. Ale najdłuższym modelem jest, wykonany w całości z kartonu, pociąg pancerny „Poznańczyk” z pamiętnego września 1939 roku. Pośrodku zestawu tkwi okryta blachami lokomotywa, tuż za nią wagon szturmowy. Są jeszcze dwa wagony artyleryjskie. Cały zestaw pokryty zawiłymi plamami kamuflażu. Ale hitem są dwie platformy kolejowe z osadzonymi na nich czołgami FT 17 i tankietką TK. Wszystkie te wozy bojowe (w skali 1:50) mają naniesione ręcznie nity. Gdy dodamy, że cały zestaw stoi na mierzącym ponad 3 metry torowisku, widać nakład pracy. Podkłady kolejowe i szyny także, jak i cały model, zbudowano od podstaw, z kartonowych listewek. To nie jest zestaw wycięty z gotowych materiałów. Ufffff…

… Galaxy in Scale…
Klasą samą dla siebie jest pawilon „Galaxy in Scale” czyli modele z popularnej gwiezdnej sagi. Tu naprawdę jest co obejrzeć, bowiem stosowane skalę to nawet 1:20. Tak więc taki Imperial Shuttle ma prawie 2 metry wysokości. Wcale nie mniejszy, choć prezentowany w poziomie, jest Conveyex czyli stalowy pojazd szynowy. Nie brakuje, a jakże, tradycyjnej maszyny wojny Rebeliantów czyli X-Wing. Tak duża skala pozwala ukazać całe jego wyposażenie wnętrze. Jest także Millenium Falcon, E-Wing Snow Speeder. Króluje jednak wielki model Gwiazdy Śmierci.
Co warte podkreślenia wszystkie modele są szczegółowo opisane. Można więc zapoznać się nie tylko z ich parametrami technicznymi, ale także z informacją o tym, w której części i w jakiej roli występowały w poszczególnych epizodach sagi. Nie każdy przecież jest aż tak jej zagorzałym fanem.

… i drobinki
– Popatrz, pusta karta startowa, kto ją wydał – mówi Łukasz – i przylepił się tam jakiś paproch.
Potrząsa z lekka papierem. W ostatniej chwili przychodzi olśnienie! To model, tak, model drona RQ-14! Rozpoznawczej maszyny piechoty US Army.
Za Wikipedią podaję, że ma on wymiary 114 x 91 centymetrów. Tak więc w skali 1:72 mieści się na paznokciu. Mimo wszystko występuje w klasie samoloty śmigłowe wielosilnikowe. Szkoda tylko, że autor projektu nie ustawił go za szkłem powiększającym lub przynajmniej na większej podstawce. Na gorąco możemy jedynie otoczyć drona żółtym kolorem mazaka. Ale wieść poszła w tłum i od tej pory jest on cały czas obiektem zainteresowania.

Love Story po szczecińsku
Jest miejsca także na modele po prostu sercem związanymi z naszym miastem. Urszula Łacny-Kwietniewska zaprezentowała cała zbiór. Mamy więc na stole biały gmach Filharmonii Szczecińskiej, w tym samym kolorze utrzymany budynek Muzeum Techniki i Komunikacji, z tyłu ustawiony pawilon z pierwszym w mieście punktem sprzedaży pasztecików – wtedy był to powiew zgniłego Zachodu. Nie brakuje oczywiście puszki „Paprykarza Szczecińskiego”, małych modeli motocykla „Junak”. Przy okazji możemy wysłuchać strasznej historii występnej miłości króla Filipa I z Wolgastu, który wbrew wszelkim ówczesnym konwenansom rzucił się w ramiona zwykłej szlachcianki. Skończyło się to tragicznie, co ilustruje ukazana z pietyzmem diorama – ociekający krwią moment ścięcia nieszczęsnej kobiety w lochu szczecińskiego zamku.

Pierwsze koty za płoty
Na sali „Galaxy in Scale” mój wzrok pada na Międzynarodową Stację Kosmiczną ISS. To zaiste model godny uwagi. Złożoność konstrukcji po prostu powala. A po wysłuchaniu jego twórcy… Zobaczcie sami.
– To model z wydawnictwa AXM – mówi Marek Majczyk, stargardzki modelarz. – W sumie jest to około 300 stron formatu A4. Ile części? Sam już nie pamiętam… ale wszystkie trzeba wyciąć sztuka po sztuce – śmieje się machając ręką. – Tak, to kawał roboty. Poświeciłem temu projektowi ponad rok czasu. Ale, spójrz sam, warto było, prawda?
Tak, nie ma dwóch zdań. Warto było. To samo mówią podchodzący raz po raz odwiedzający. Przystają, patrzą, spoglądają na mnogość tych szczegółów.
– Teraz rozglądam się za kolejnym modelem. Moim marzeniem jest zbudowanie całego kompleksu startowego. Nie jest to proste, bo nikt nie robi takich modeli. Jest tylko sama platforma.
Pozostaje wierzyć, że dopnie celu. Marek twierdzi bowiem, że ta złożona konstrukcja to jego… pierwszy model w karierze. Leżące obok, gotowe promy kosmiczne, powstały niejako przypadkiem, jako swoisty przerywnik pomiędzy pracami nad kolejnym segmentem samej stacji. Teraz czekają na ustawienie na rakietach nośnych.

Młodziki na start
Sporo miejsca zajmują modele najmłodszych. Zainteresowani modelarstwem przez rodziców lub starsze rodzeństwo, próbują swoich sił. Czołgi, samochody osobowe, autobusy, jest stary UAZ, nie brakuje gromadki zwierząt czy pokaźnej kolekcji budowli. Kolorowe ptaki i motyle dodają temu wdzięku. Widać tu co prawda jeszcze niedoskonałość formy, pospieszne klejenie, a i samo cięcie wymaga dopracowania. Dobrze jednak, że oni są, ilość modeli budzi nadzieję. Z biegiem czasu, a taki jest nasz zamysł, zechcą kupić bardziej skomplikowane wycinanki. Potem przyjdzie zapewne czas na GPM czy Kartonową Kolekcję. Trzymamy kciuki.

Weź nożyczki, śmiało tnij
Swoich sił i umiejętności modelarski można spróbować na piętrze sali, gdzie, jak co roku, trwają warsztaty modelarskie. To inicjatywa Towarzystwa Przyjaciół Dzieci, w ramach którego organizowana jest nasza impreza. Na stołach rozrzucone wycinanki. Józek, wielkie chłopisko w okularach, z nożyczkami w ręku pomaga małemu chłopczykowi, wtóruje mu Ola, dzielnie sekundują uczniowie szczecińskiego „Plastyka”.
Stolik obok uwija się Olga, organizująca w tym roku po raz pierwszy warsztaty ceramiczne.
– Przygotowałam na dwa dni warsztatów 20 opakowań gliny modelarskiej. – mówi Olga. – Okazało się, że zabrakło nam materiału po trzech godzinach. Musiałyśmy pojechać po nową partię na niedzielę.
Ale i tego było mało. Dzieci zawzięcie tworzyły z niej kwiatki, koguciki, zwierzątka, gwiazdy. I nie tylko dzieci, część rodziców również próbowało swych sił.
– Przywiozłyśmy dalsze kilka kilogramów, ale i one szybko się rozeszły – kontynuuje zaskoczona opiekunka. – Zobacz sam, ostatki wyskrobałam z opakowań, łącząc kolorowe okruchy w wielobarwną breję. To będzie ostatni, wielokolorowy ptaszek, który powstanie. Nikt się nie spodziewał aż takiego zainteresowania.








Przy kolejnym stole grupka najmłodszych maluje plastikowe figurki, postacie rodem z baśniowych sag, pod czujnym okiem instruktorów naszego sponsora, firmy „Feniks”. Skupione twarze, zmrużone oczy. Wysunięty język pokazuje skalę trudności, przed jaką stoi młodociany artysta.
Nieco dalej trwają warsztaty modelarstwa kartonowego prowadzone przez Petrę. Przywiozła ze sobą wyjątkowy zestaw wycinanek – od prostych modeli dla początkujących po prawdziwe miniaturowe perełki. Największym powodzeniem cieszą się mikrosamochodziki w skali 1:300, małe i proste modele, przeznaczone dla najmłodszych. Dzieci, zafascynowane precyzją czeskich wzorów, z zapałem wycinają i dopasowują kolejne części, a Petra cierpliwie tłumaczy, jak uzyskać idealne krawędzie i równe złożenia.
Zabawa trwa w najlepsze przez cały czas trwania festiwalu. W ubiegłym roku przez tę salę przewinęło się prawie 300 najmłodszych. Ilu będzie w tym roku? Sądząc po zużywanych w tym tempie materiałach – zapewne więcej.
Ciężki żywot sędziego
O godzinie czternastej rozpoczyna się odprawa sędziów – moment, od którego Paprykarz nabiera tempa w swoim najważniejszym wymiarze: konkursowym. W sali panuje skupienie, ale też wyczuwalne napięcie. To chwila, w której przypomina się zasady oceniania, omawia kryteria i kwestie techniczne, a także dokonuje podziału na zespoły i przydziału klas konkursowych. Każdy wie, że za chwilę przyjdzie zmierzyć się z prawie tysiącem modeli – pracami, w które włożono setki godzin cierpliwości i serca.
Po odprawie sędziowie rozchodzą się po hali, by rozpocząć swoją cichą, wymagającą misję. Pochyleni nad dioramami, samolotami i pojazdami, porównują detale, oceniają kompozycję i kunszt wykonania, robią notatki. Czasem któryś z nich przyklęknie, by lepiej zobaczyć podwozie miniaturowego czołgu, innym razem odsunie się o krok, by złapać perspektywę. Wokół panuje pełne zrozumienia milczenie – nikt nie przeszkadza, bo każdy wie, że to odpowiedzialna chwila. To oni, niepozorni bohaterowie zaplecza Paprykarza, sprawiają, że konkurs zachowuje swój wysoki poziom i prestiż, a każda przyznana nagroda naprawdę coś znaczy.


Bim-bom! Nie samymi modelami człowiek żyje
W czasie, gdy sędziowie uwijają się między stołami, na dziedzińcu szczecińskiego Zamku Książąt Pomorskich zbiera się grupa modelarzy. Pomiędzy nimi widać sylwetkę Cześka, naszego klubowego kolegi. Łatwo poznać go po rozwichrzonej czuprynie. Tym razem występuje w roli konserwatora zabytków i techniki zegarowej, fachu, którym się obecnie zajmuje na codzień. Zabiera tę prawie 30-osobową grupkę na wycieczkę, której celem będzie pokazanie im serca zabytkowego zegara zamku szczecińskiego czyli samego mechanizmu napędowego.
Pierwszy z nich rozpoczął pracę jeszcze w 1693 i działał do 1819, kolejny zakończy swój żywot po alianckim nalocie na port szczeciński, a ostatni czyli trzeci z kolei, zaczął działać w lipcu 1979 roku. I pracowicie odmierza czas, między innymi dzięki pracy naszego kolegi.
– W Szczecinie jestem jedynym specjalistą tego typu, w całym kraju jest nas zaledwie kilku – mówi Czesław Złotnik. – Tak więc sporą część czasu spędzam w podróżach po kraju.
Zabytkowe zegary mieszczą się w wieżach kościołów, ratuszy czy domów kultury. To stamtąd są demontowane, przywożone do szczecińskiej pracowni i tu poddawane renowacji. Potem wracają na miejsce.
Szczeciński zegar jest ulokowany w zamkniętym pomieszczeniu na wysokości 43 metrów, do którego prowadzi ponad 200 krętych stopni. Sam mechanizm ma 2 metry wysokości i składa się z kilkudziesięciu kół zębatych, zgrupowanych w trzech oddzielnych mechanizmach.
– Napędzany jest przez trzy 120-kilogramowe obciążniki – mówi Czesław. – Jeden odpowiada za wybijane kwadranse, drugi za godziny, natomiast trzeci jest napędem ogólnym całego zegara.




Wizyta na wieży zegarowej to nowa atrakcja naszego festiwalu. Teraz ma na stałe wpisać się w program tej imprezy.
Puchary, nagrody, wyróżnienia…
W końcu wybija tak oczekiwana godzina 14:00 w niedzielę. Nadchodzi czas nagród, wyróżnień i dyplomów. Dopisali sponsorzy. Sypią się nagrody od klubów modelarskich, stowarzyszeń, pracowni, firm, wydawnictw, osób prywatnych. W sumie przyznajemy ich prawie 70, w rożnych kategoriach. Oprócz tego ponad 250 wyróżnień w konkursie standardowym.
- Prestiżowy puchar Marszałka Województwa Zachodniopomorskiego Olgiera Geblewicza przypada Petrze Podzimkovej za makietę zamku Karlstejn.
- Prezes Towarzystwa Przyjaciół Dzieci najwyżej ocenił model polskiego samolotu bombowego PZL 37 B „Łoś” w wykonaniu Patrycji Grzybowskiej.
- Grand Prix Publiczności trafia do rąk Krzysztofa Popaszkiewicza za okazały model holownika „Jantar”.










My ze swojej strony jako Szczeciński Paprykarz Modelarski nagradzamy wspaniale wykonany model kartonowy samolotu myśliwskiego F4 Phantom II z wydawnictwa Answer, autorstwa Łukasza Fuczka (więcej o modelu i jego autorze), oraz model rozpoznawczego dwupłata z okresu Wielkiej Wojny „Caudron” G III Przemysława Litewki. Nie brakuje także akcentów szczecińskich, bowiem w konkursie z okazji 80-lecia polskiego Szczecina nagrodę przyznajemy pracom Urszuli Kwietniewskiej-Łacny – modelom „Muzeum Techniki i Komunikacji” oraz „Sekrety Szczecina”.
Przedstawiciel blisko współpracującej z nami IPMS Polska wręcza nagrodę tej ogólnopolskiej organizacji Piotrowi Dakowskiemu, za model samolotu myśliwskiego Morane Saulnier 406, na której to maszynie Polacy walczyli we Francji w 1940 roku. Sposób wykonania był tak perfekcyjny, że zagorzali „plastikowcy” zdecydowali się uznać wkład pracy i kunszt wykonania konkurencyjnego „kartoniarza”. Chylę czoła przed tą decyzją!
I po imprezie…
Teraz pozostaje nam jedynie wszystko poskładać, powynosić. Zebrać te kilkadziesiąt płyt, poustawiać na miejscu krzesła, zwinąć banery, kolorowe oznaczenia, masę tekturowych napisów. Wszystko ląduje w pudłach. Napisałbym, że sprawnie i szybko, ale to nieprawda. Jesteśmy po prostu zmordowani trzydniowym wysiłkiem i poprzedzającymi tygodniami przygotowań. Ale, powiem Wam – było warto!
Taki też ton rozmów przeważał na spotkaniu integracyjnym, jakie odbyło się w sobotni wieczór w restauracji będącej częścią Technoparku. Po dniu pełnym rozmów przy stołach wystawowych, emocji konkursowych i wymiany doświadczeń, modelarze z całej Polski mogli wreszcie odetchnąć – z dobrym jedzeniem, w towarzystwie starych znajomych i nowych przyjaciół.
Restauracja, dobrze znana uczestnikom Paprykarza, jak co roku stanęła na wysokości zadania – serwując znakomite dania i zapewniając miejsce, w którym rozmowy toczyły się długo po zamknięciu hali. Śmiech, wspomnienia, anegdoty z warsztatów i opowieści o kolejnych projektach tworzyły atmosferę, jakiej nie da się zorganizować inaczej niż spontanicznie.
Były to godziny, w których modelarstwo ustępowało miejsca temu, co w nim najpiękniejsze – ludziom. Przy wspólnym stole znikały różnice między kategoriami i klubami, a najważniejsze stawało się to, że wszystkich łączy ta sama pasja.


Dziękujemy. I do zobaczenia za rok!
Paprykarz 2025 przeszedł do historii jako edycja wyjątkowa. Rekordowa ilość modeli, tłumy zwiedzających, dziesiątki modelarzy i jeszcze więcej rozmów, żartów i uścisków dłoni. To był prawdziwy festiwal ludzi z pasją – tych, którzy od lat budują atmosferę Paprykarza, i tych, którzy po raz pierwszy odkryli, jak niezwykła potrafi być modelarska społeczność w Szczecinie.
Właśnie dla takich chwil warto robić ten festiwal – dla uśmiechu przy wręczaniu nagród, dla rozmów do późna, dla tego ciepła, które zostaje w sercu długo po zakończeniu imprezy.
Jeśli ktoś jeszcze nie miał okazji tego doświadczyć – niech potraktuje to jako zaproszenie. Bo Paprykarz to nie tylko wystawa modeli. To spotkanie ludzi, którzy naprawdę lubią być razem.
Tekst: Tadeusz Cieślak, Krzysztof Kopczyński
Zdjęcia: Łukasz „Lukee” Babczyński, Andrzej Sziedel, Krzysztof Kopczyński
